Maciej, bohater "Łososia norwesko - chińskiego" zasadniczo jest typowym facetem z typowymi problemami dla faceta w jego wieku. Okolice świeżo wybitej czterdziestki sprezentowały mu generalny kryzys egzystencjalny, w związku z którym młodemu duchem Prusowi zrodziła się w głowie potrzeba podsumowania dotychczasowego życia, najlepiej w postaci książki o samym sobie. W końcu świat Macieja jest zdecydowanie „maciejocentryczny” w konstrukcji. Jak na złość, mimo zadania pozornie prostego – weny brak. Z pomocą przychodzi dobry kolega, ofiarujący mu tydzień – w zamierzeniu – przenajświętszego, samotnego spokoju w luksusowym, odizolowanym od zwyczajnych problemów hotelu, gdzie Maciej miał opływać w błogiej inspiracji twórczej i jednoczyć się ze swoim dziełem życia. Czterdziestolatek znalazł się, niestety, w ogniu wydarzeń, które szybko przyćmiły te przeznaczone do opisania. Wprost z łoża z baldachimem wpadł w krzaki, stogi siana oraz stodoły, a co najważniejsze – w sam środek wojny polsko-norwesko-niemiecko-domowej z tajemniczymi dokumentami i piękną, lecz dość fatalną, kobietą wymalowaną zarówno na wszystkich kartach jego nie tylko seksualnej wyobraźni, ale też na bitewnej chorągwi.