„Sześć na dziewięć, czyli choroba na świat” Stefana Szczygłowskiego to pozycja ignorująca tradycyjne podziały gatunkowe. Można ją odbierać zarówno jako prozę poetycką, jak i jako sprozaizowaną poezję, a to dzięki temu, że autor mistrzowsko obchodzi się z językiem, obnażając w nim to, nad czym na co dzień się nie pochylamy. Demaskuje zastane formuły leksykalne, wyzyskując tym samym nowe sensy. Słowa nie są tu użyte w sposób przypadkowy czy bezrefleksyjny – autor zastanawia się nad każdym wyrazem i każdym związkiem składniowym czy frazeologicznym, pozbawiając je często otoczenia leksykalnego, do jakiego przywykliśmy. Autor tworzy błyskotliwe neologizmy odświeżające znaczenia słów, zderza je z nieoczekiwanymi przyrostkami, wydobywającymi zaskakujące konotacje i ukryte znaczenia.
Tekst jest więc najeżony paradoksami i antytetycznymi formułami, które każą czytelnikowi zagłębić się w dzieło i skłaniają go do refleksji także na poziomie lingwistycznym, kierując jego uwagę na sam język, który przestaje być tylko narzędziem komunikacji.
Tekst jest więc najeżony paradoksami i antytetycznymi formułami, które każą czytelnikowi zagłębić się w dzieło i skłaniają go do refleksji także na poziomie lingwistycznym, kierując jego uwagę na sam język, który przestaje być tylko narzędziem komunikacji.